Niedzielne południe było ostatnim sprawdzianem naszych zawodników z rocznika 2007 przed zbliżającymi się rozgrywkami halowej ligi MZPN. Orliki rozegrały godzinny sparing z drużyną Wisły Kraków na hali przy Reymonta.

Od początku starcia było widać w naszych zawodnikach lekkie spięcie, poddenerwowanie i presję. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogły być dwie: pierwsza to paraliżująca nazwa drużyny przeciwnej, a druga to nic innego jak senność i ospałość zawodników w początkowej fazie meczu.
Pierwsze minuty spotkania rozpoczęły się od zmasowanego ataku zawodników Wisły, co szybko zakończyło się strzelona bramką. Wraz z upływającymi minutami zawodnicy Polonii zaczęli się budzić i śmielej sobie poczynać na boisku, aż w końcu po znakomitym kontrataku doprowadzili do wyrównania.  Niestety ugodzony przeciwnik odpowiedział dwukrotnie trafiając do bramki Polonii. Przy stanie 3:1 dla gospodarzy mecz przerodził się w równorzędny pojedynek dwóch dobrze grających drużyn. Oba zespoły stwarzały sobie liczne sytuacje strzeleckie. Na nasze szczęście znakomicie w bramce Polonii spisywał się Szymon Banachowicz, wspierany przez linię obrony. W formacji defensywnej wyróżniającym się zawodnikiem był Szymon Kleśny, kilkukrotnie poobijany piłką przez przeciwnika.
Mniej więcej po upływie połowy czasu spotkania zawodnicy zaczęli zbliżać się do poziomu jaki prezentują na treningach, efektem czego były dwie strzelone bramki. Można powiedzieć, że te dwa gole odciążyły zawodników i pozwoliły im na rywalizację z przeciwnikiem a nie z samymi sobą. W samej końcówce meczu padły jeszcze dwie bramki. Pierwsza dla Polonii, po wysokim pressingu naszych zawodników i samobójczym trafieniu przeciwnika i druga wyrównująca dla gospodarzy. Sparing zakończył się wynikiem 4:4.

Sztab trenerski jest zadowolony ze swoich zawodników, przebiegu gry i wyniku spotkania. Cieszy fakt, że zawodnicy pomimo niekorzystnego wyniku na półmetku nie spuścili głów i nie poddali się, że stworzyli sobie kilka znakomitych sytuacji podbramkowych i starali się szybko przechodzić do kontrataków uruchamiając skrzydłowych.
Drobne błędy w obronie całego zespołu, brak decyzji i brak zawodnika, który wziąłby ciężar gry na siebie przyczynił się do straty pierwszych trzech bramek. Później jednak wyrósł lider – Maciej Serafin – kierujący drużyną podczas gry.